sobota, 8 marca 2014

Rozdział III


Alisha pov.

Nie mogłam dojść do siebie. Ten chłopak mówi prawdę? Owszem, czasem miałam problemy ze snem i zdarzało mi się lunatykować.. Ale żeby wyjść na dwór i.. I w ogóle co on robił przed moim domem. Jak mogłam do tego dopuścić? Nie mogłam od siebie odpędzić tej myśli.

Bezradnie usiadłam na kanapie, nie wiedząc co zrobić. Nie miałam pojęcia czy powinnam oddzwonić do Justina i czy to miałoby jakikolwiek sens.

Była sobota. Dzień imprez.. tak.. Niestety, nie tym razem. Postanowiłam zrezygnować. Sama nie wiem dlaczego. Pomyślałam, że czas znaleźć inny sposób utrzymania. Nie skończyłam szkoły, więc ze znalezieniem pracy mogę mieć mały problem. Trudno. Jakoś sobie poradzę. Zaoszczędziłam  trochę, więc na dłuższy czas powinnam spokojnie przeżyć.

Nie miałam wyznaczonego zajęcia na dzień, więc dla poprawy humoru postanowiłam udać się do centrum handlowego. Kochałam zakupy. Zawsze pomagały mi zmienić nastrój na lepszy. Tak było i tym razem.

Przechodząc z jednego sklepu do drugiego napawałam się widokiem tysięcy wieszaków z ubraniami. Udałam się do przymierzalni. Sukienka leżała idealnie.. Niestety nie będzie mi już potrzebna. Miałam ich pod dostatkiem, a teraz.. Kiedy przestanę regularnie chodzić do klubu nie będą mi w ogóle potrzebne. No cóż.. Zdjęłam ją i odłożyłam na miejsce.

-Musiałaś w niej nieźle wyglądać. –Usłyszałam szept za moją głową.

-Idź stąd. –Zareagowałam od razu, kiedy zobaczyłam, że to Justin.

-Nie mam zamiaru shawty.

-Śledzisz mnie? –Mój ton głosu stawał się coraz bardziej poważny.

-Nie, skąd przyszło ci to do głowy.

-Zawsze jesteś tam gdzie ja. I możesz mi wytłumaczyć co robiłeś dzisiejszej nocy pod moim domem?

-Jak to co? Ratowałem cię.

-Możesz przestać stroić sobie żarty? Jak widzisz nie mam odpowiedniego humoru.

-To nie są żarty.

-Zejdź mi z oczu.

-Nie tak szybko. –Zwrócił głowę w innym kierunku i machnął na kogoś ręką. W tym momencie w naszą stronę podeszło dwóch chłopaków, mniej więcej w tym samym wieku co Justin.

-To jest Rayan i Alfredo. A to moja dziewczyna. Alisha.

-Słucham?! Człowieku ty jesteś normalny? Jaka  dziewczyna!

-Fakt, jest czasem pobudzona, ale to po prostu złe dni. –Teraz byłam pewna, że on naprawdę ma problemy umysłowe.

-Widzimy się wieczorem, prawda? –Z głupim uśmieszkiem spojrzał  w moją stronę.

-Chyba w snach idioto!

-To też nie wykluczone. –Zawsze potrafię się wsypać. Ze złości zaklęłam pod nosem i zaczęłam kierować się ku wyjściu z tego nieszczęsnego sklepu.

-To serio twoja dziewczyna? –Po drodze usłyszałam głos jednego z tych chłopaków.

-Żartujesz? To dziwka. –Śmiało odpowiedział Justin.

-Rzeczywiście, to zmienia postać rzeczy.

To zabolało. Te słowa były jak ponowny cios w sam środek serca. Przykro było słuchać opinii innych na mój temat. Oni nie wiedzieli co to znaczy samotność, bezradność. Ja byłam zdana wyłącznie na siebie. Nikogo nie obchodziłam. Jedyne co trzymało mnie przy życiu to nadzieja. Nadzieja na to, że w końcu spotkam tą odpowiednią osobę, która się mną zaopiekuje, zostanie przy mnie… Na zawsze.

Często miałam wrażenie, że moje życie jest fikcją. Niby żyłam, a jednocześnie zmagałam się z tysiącami przeciwności, które w prezencie dał mi los. Miewałam chwile, kiedy było naprawdę ciężko, ale.. nie poddałam się. Zawsze walczyłam do końca. Nigdy nie przyszło mi do głowy żeby z tym skończyć.. żeby skończyć z sobą. Chociaż w tym momencie, nie mam pewności , czy to nie byłoby najlepszym rozwiązaniem.

Czułam jak buzuje we mnie wściekłość. Nerwowo mijałam ludzi, którzy spokojnie oglądali promocyjne wystawy. Nie mogłam na nich patrzyć. Zżerała mnie zazdrość. Zazdrość o spokój, który posiadali, ustatkowanie, którym mogli się cieszyć.

Kiedy znalazłam się już na zewnątrz emocje z lekka opadły. Chłodne powietrze orzeźwiło moją twarz. Szłam na piechotę, samochód zostawiłam w domu. Mijając kolejne budynki w mojej głowie nadal odbijało się echo słów „Żartujesz? To dziwka.”

Moje myśli zaczęła zagłuszać coraz głośniejsza muzyka, która wydobywała się zza ścian pobliskiego klubu. Walczyłam z pokusą, aby nie wejść do środka i o wszystkim zapomnieć. Powstrzymałam się. Teraz już wiem, że to nie rozwiąże moich problemów, a jedynie je pogłębi.

Zdecydowanie, a równocześnie niepewnym krokiem minęłam klub. Z kieszeni wyjęłam telefon, który był nieco zmasakrowany, po tym jak rzuciłam nim o ścianę, nie dziwię mu się, w sumie dobrze, że w ogóle jeszcze działał. Trzynasta. Nie miałam pojęcia co będę robić przez resztę dnia. Zwykle byłabym już w „pracy”.

Weszłam do środka pustego mieszkania. Cisza aż piętrzyła się dookoła. Moje oczy były zmęczone. Położyłam się na łóżku i nawet nie spostrzegłam kiedy zasnęłam.

-Przepraszam za to co powiedziałem.. No wiesz, w galerii.. –Justin czule szepnął mi do ucha.

-To nie było miłe…

-Wiem, dlatego przepraszam. –Przyciągnął mnie do siebie i przytulił, delikatnie całując moje czoło.

Natychmiast zerwałam się z łóżka. Siedemnasta. Spałam cztery godziny..? A sen.. Jeśli znowu to prawda? Wpadłam w panikę. Nerwowo przemieszczałam się z miejsca na miejsce. Może lepiej od razu zadzwonić do Justina i wyjaśnić całą sprawę. Przeprosił mnie.. Może czas mu wybaczyć?

Sięgnęłam po telefon. W rejestrach połączeń znalazłam  jego numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam.

-Oo czemu zawdzięczam ten telefon? –Dociekliwy głos Justina pojawił się w głośniku.

-Po prostu.. Chciałam ci podziękować za to, że.. mnie przeprosiłeś..

-Słucham? Dziewczyno teraz ty sobie ze mnie nie żartuj, okej?

-Ale.. Przecież byłeś u mnie i… -Kurwa.        Straciłam kontrolę nad tym co mówię. To jednak był tylko sen. Nie wiedziałam jak mogę się z tego wykręcić. Najwyraźniej było już za późno. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę.

-Oo czyżbym pojawił się w twoim śnie? No cóż. Przykro mi, ale tym razem to rzeczywiście był tylko sen. –Rozłączyłam się. Znalazłam się w czarnej kropce. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. I jeszcze nigdy nie zrobiłam z siebie takiej idiotki.

Z totalnej dezorientacji nie zdążyłam nawet usłyszeć, że od kilku sekund ktoś natarczywie dobija się do moich drzwi. Lekko je uchyliłam wychylając głowę.

-Dzień dobry. –Powiedział obleśny typ stojący tuż przede mną.

-Dzień dobry…

-Byliśmy umówieni na osiemnastą. –Zapomniałam. Zapomniałam odmówić tego cholernego spotkania. Czasem umawiałam się z „klientami” w domu. I teraz wiem, że to nie był dobry pomysł.

-Więc, przepraszam, ale.. spotkanie odwołane.

-Jak to odwołane?!

-Po prostu. Zapomniałam do pana zadzwonić.

-Dziewczyno dałem ci zaliczkę. Jadę kawał drogi, żeby tutaj dotrzeć, a ty mówisz mi, że spotkanie odwołane, nie ma mowy.  –Nie wiedziałam co zrobić, próbowałam zamknąć przed nim drzwi, lecz na nic.. Był za silny. Z łatwością odepchnął mnie na bok, nie dając mi dostępu do ucieczki.

-Nadal mi odmawiasz? –Zapytał ochrypłym głosem.

-Proszę mnie zostawić! –Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, niestety na marne. Byłam dociśnięta do ściany domu, nie miałam żadnego ruchu. –Zostaw mnie! –Zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej.

Wtedy ucisk osłabł.  Było ciemno, dopiero po chwili ujrzałam postać, która najprawdopodobniej mnie uratowała. Ktoś nielekko uderzył mężczyznę w tył głowy.

-Zostaw ją idioto! Nie słyszysz co do ciebie mówi? –W tej chwili rozpoznałam głos. Justin.

-Jeszcze się policzymy suko. –Wściekły mężczyzna zaczął kierować się w stronę bramy. Do moich oczu napłynęły łzy. Łzy strachu. Właśnie w tej chwili zrozumiałam co zrobiłam ze swoim życiem. Totalnie je zniszczyłam. Nie mogłam powstrzymać wylewających się z moich oczu gorzkich łez.

-Nie płacz. Jest już okej. –Justin przytulił mnie do siebie i czule przytulił. W tym momencie nie zwracałam uwagi na to, że tak naprawdę go nienawidziłam. Byłam w totalnej rozsypce. Nawet nie do końca pojmowałam co się dzieje.

-Przy mnie zawsze będziesz bezpieczna, pamiętaj. –Szepnął mi do ucha.


Rozdział nie był dodany przez dłuższy czas, ale przez to że nie ma za wielu czytelników :)
Mimo to, prosiłabym każdego, jeśli w ogóle jest ktoś taki, kto czyta to opowiadanie o zostawienie jednego komentarza, cokolwiek, chciałabym wiedzieć czy jest sens dalszego pisania.
Z góry dziękuję! :)