Alisha pov.
Nie mogłam dojść
do siebie. Ten chłopak mówi prawdę? Owszem, czasem miałam problemy ze snem i
zdarzało mi się lunatykować.. Ale żeby wyjść na dwór i.. I w ogóle co on robił
przed moim domem. Jak mogłam do tego dopuścić? Nie mogłam od siebie odpędzić
tej myśli.
Bezradnie
usiadłam na kanapie, nie wiedząc co zrobić. Nie miałam pojęcia czy powinnam
oddzwonić do Justina i czy to miałoby jakikolwiek sens.
Była sobota.
Dzień imprez.. tak.. Niestety, nie tym razem. Postanowiłam zrezygnować. Sama
nie wiem dlaczego. Pomyślałam, że czas znaleźć inny sposób utrzymania. Nie
skończyłam szkoły, więc ze znalezieniem pracy mogę mieć mały problem. Trudno.
Jakoś sobie poradzę. Zaoszczędziłam
trochę, więc na dłuższy czas powinnam spokojnie przeżyć.
Nie miałam wyznaczonego
zajęcia na dzień, więc dla poprawy humoru postanowiłam udać się do centrum
handlowego. Kochałam zakupy. Zawsze pomagały mi zmienić nastrój na lepszy. Tak
było i tym razem.
Przechodząc
z jednego sklepu do drugiego napawałam się widokiem tysięcy wieszaków z
ubraniami. Udałam się do przymierzalni. Sukienka leżała idealnie.. Niestety nie
będzie mi już potrzebna. Miałam ich pod dostatkiem, a teraz.. Kiedy przestanę
regularnie chodzić do klubu nie będą mi w ogóle potrzebne. No cóż.. Zdjęłam ją
i odłożyłam na miejsce.
-Musiałaś w
niej nieźle wyglądać. –Usłyszałam szept za moją głową.
-Idź stąd. –Zareagowałam
od razu, kiedy zobaczyłam, że to Justin.
-Nie mam
zamiaru shawty.
-Śledzisz
mnie? –Mój ton głosu stawał się coraz bardziej poważny.
-Nie, skąd
przyszło ci to do głowy.
-Zawsze
jesteś tam gdzie ja. I możesz mi wytłumaczyć co robiłeś dzisiejszej nocy pod
moim domem?
-Jak to co?
Ratowałem cię.
-Możesz
przestać stroić sobie żarty? Jak widzisz nie mam odpowiedniego humoru.
-To nie są
żarty.
-Zejdź mi z
oczu.
-Nie tak
szybko. –Zwrócił głowę w innym kierunku i machnął na kogoś ręką. W tym momencie
w naszą stronę podeszło dwóch chłopaków, mniej więcej w tym samym wieku co
Justin.
-To jest
Rayan i Alfredo. A to moja dziewczyna. Alisha.
-Słucham?!
Człowieku ty jesteś normalny? Jaka
dziewczyna!
-Fakt, jest
czasem pobudzona, ale to po prostu złe dni. –Teraz byłam pewna, że on naprawdę
ma problemy umysłowe.
-Widzimy się
wieczorem, prawda? –Z głupim uśmieszkiem spojrzał w moją stronę.
-Chyba w
snach idioto!
-To też nie
wykluczone. –Zawsze potrafię się wsypać. Ze złości zaklęłam pod nosem i
zaczęłam kierować się ku wyjściu z tego nieszczęsnego sklepu.
-To serio
twoja dziewczyna? –Po drodze usłyszałam głos jednego z tych chłopaków.
-Żartujesz?
To dziwka. –Śmiało odpowiedział Justin.
-Rzeczywiście,
to zmienia postać rzeczy.
To zabolało.
Te słowa były jak ponowny cios w sam środek serca. Przykro było słuchać opinii
innych na mój temat. Oni nie wiedzieli co to znaczy samotność, bezradność. Ja
byłam zdana wyłącznie na siebie. Nikogo nie obchodziłam. Jedyne co trzymało
mnie przy życiu to nadzieja. Nadzieja na to, że w końcu spotkam tą odpowiednią
osobę, która się mną zaopiekuje, zostanie przy mnie… Na zawsze.
Często
miałam wrażenie, że moje życie jest fikcją. Niby żyłam, a jednocześnie zmagałam
się z tysiącami przeciwności, które w prezencie dał mi los. Miewałam chwile,
kiedy było naprawdę ciężko, ale.. nie poddałam się. Zawsze walczyłam do końca.
Nigdy nie przyszło mi do głowy żeby z tym skończyć.. żeby skończyć z sobą.
Chociaż w tym momencie, nie mam pewności , czy to nie byłoby najlepszym
rozwiązaniem.
Czułam jak
buzuje we mnie wściekłość. Nerwowo mijałam ludzi, którzy spokojnie oglądali
promocyjne wystawy. Nie mogłam na nich patrzyć. Zżerała mnie zazdrość. Zazdrość
o spokój, który posiadali, ustatkowanie, którym mogli się cieszyć.
Kiedy
znalazłam się już na zewnątrz emocje z lekka opadły. Chłodne powietrze
orzeźwiło moją twarz. Szłam na piechotę, samochód zostawiłam w domu. Mijając
kolejne budynki w mojej głowie nadal odbijało się echo słów „Żartujesz? To
dziwka.”
Moje myśli
zaczęła zagłuszać coraz głośniejsza muzyka, która wydobywała się zza ścian
pobliskiego klubu. Walczyłam z pokusą, aby nie wejść do środka i o wszystkim
zapomnieć. Powstrzymałam się. Teraz już wiem, że to nie rozwiąże moich
problemów, a jedynie je pogłębi.
Zdecydowanie,
a równocześnie niepewnym krokiem minęłam klub. Z kieszeni wyjęłam telefon,
który był nieco zmasakrowany, po tym jak rzuciłam nim o ścianę, nie dziwię mu
się, w sumie dobrze, że w ogóle jeszcze działał. Trzynasta. Nie miałam pojęcia
co będę robić przez resztę dnia. Zwykle byłabym już w „pracy”.
Weszłam do
środka pustego mieszkania. Cisza aż piętrzyła się dookoła. Moje oczy były
zmęczone. Położyłam się na łóżku i nawet nie spostrzegłam kiedy zasnęłam.
-Przepraszam za to co powiedziałem..
No wiesz, w galerii.. –Justin czule szepnął mi do ucha.
-To nie było miłe…
-Wiem, dlatego przepraszam. –Przyciągnął
mnie do siebie i przytulił, delikatnie całując moje czoło.
Natychmiast
zerwałam się z łóżka. Siedemnasta. Spałam cztery godziny..? A sen.. Jeśli znowu
to prawda? Wpadłam w panikę. Nerwowo przemieszczałam się z miejsca na miejsce.
Może lepiej od razu zadzwonić do Justina i wyjaśnić całą sprawę. Przeprosił
mnie.. Może czas mu wybaczyć?
Sięgnęłam po
telefon. W rejestrach połączeń znalazłam
jego numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam.
-Oo czemu
zawdzięczam ten telefon? –Dociekliwy głos Justina pojawił się w głośniku.
-Po prostu..
Chciałam ci podziękować za to, że.. mnie przeprosiłeś..
-Słucham? Dziewczyno
teraz ty sobie ze mnie nie żartuj, okej?
-Ale..
Przecież byłeś u mnie i… -Kurwa. Straciłam
kontrolę nad tym co mówię. To jednak był tylko sen. Nie wiedziałam jak mogę się
z tego wykręcić. Najwyraźniej było już za późno. Zrobiłam z siebie totalną
idiotkę.
-Oo czyżbym
pojawił się w twoim śnie? No cóż. Przykro mi, ale tym razem to rzeczywiście był
tylko sen. –Rozłączyłam się. Znalazłam się w czarnej kropce. Jeszcze nigdy nie
czułam się tak upokorzona. I jeszcze nigdy nie zrobiłam z siebie takiej
idiotki.
Z totalnej
dezorientacji nie zdążyłam nawet usłyszeć, że od kilku sekund ktoś natarczywie
dobija się do moich drzwi. Lekko je uchyliłam wychylając głowę.
-Dzień
dobry. –Powiedział obleśny typ stojący tuż przede mną.
-Dzień dobry…
-Byliśmy
umówieni na osiemnastą. –Zapomniałam. Zapomniałam odmówić tego cholernego
spotkania. Czasem umawiałam się z „klientami” w domu. I teraz wiem, że to nie
był dobry pomysł.
-Więc,
przepraszam, ale.. spotkanie odwołane.
-Jak to
odwołane?!
-Po prostu.
Zapomniałam do pana zadzwonić.
-Dziewczyno
dałem ci zaliczkę. Jadę kawał drogi, żeby tutaj dotrzeć, a ty mówisz mi, że spotkanie
odwołane, nie ma mowy. –Nie wiedziałam co
zrobić, próbowałam zamknąć przed nim drzwi, lecz na nic.. Był za silny. Z
łatwością odepchnął mnie na bok, nie dając mi dostępu do ucieczki.
-Nadal mi
odmawiasz? –Zapytał ochrypłym głosem.
-Proszę mnie
zostawić! –Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, niestety na marne. Byłam
dociśnięta do ściany domu, nie miałam żadnego ruchu. –Zostaw mnie! –Zaczęłam krzyczeć
jeszcze głośniej.
Wtedy ucisk osłabł.
Było ciemno, dopiero po chwili ujrzałam
postać, która najprawdopodobniej mnie uratowała. Ktoś nielekko uderzył
mężczyznę w tył głowy.
-Zostaw ją
idioto! Nie słyszysz co do ciebie mówi? –W tej chwili rozpoznałam głos. Justin.
-Jeszcze się
policzymy suko. –Wściekły mężczyzna zaczął kierować się w stronę bramy. Do
moich oczu napłynęły łzy. Łzy strachu. Właśnie w tej chwili zrozumiałam co
zrobiłam ze swoim życiem. Totalnie je zniszczyłam. Nie mogłam powstrzymać
wylewających się z moich oczu gorzkich łez.
-Nie płacz.
Jest już okej. –Justin przytulił mnie do siebie i czule przytulił. W tym
momencie nie zwracałam uwagi na to, że tak naprawdę go nienawidziłam. Byłam w
totalnej rozsypce. Nawet nie do końca pojmowałam co się dzieje.
-Przy mnie
zawsze będziesz bezpieczna, pamiętaj. –Szepnął mi do ucha.
Rozdział nie był dodany przez dłuższy czas, ale przez to że nie ma za wielu czytelników :)
Mimo to, prosiłabym każdego, jeśli w ogóle jest ktoś taki, kto czyta to opowiadanie o zostawienie jednego komentarza, cokolwiek, chciałabym wiedzieć czy jest sens dalszego pisania.
Z góry dziękuję! :)